20 sie 2016

Rozdział IV


Przewróciła się na drugi bok, jeszcze smacznie śpiąc. Pierwszy raz od kilku miesięcy miała naprawdę dobry sen, żadnych koszmarów czy innych bzdet. Spała jak dziecko, czuła jakby łóżko było zrobione specjalnie dla niej. Idealnie  dopasowywało się do jej każdego ruchu, aż nie miała ochoty stąd wychodzić. Przebudziła się niedawno, chwilkę temu, ale nie otworzyła oczu. Chciała rozkoszować się tym spokojem i wygodą, zanim wstanie i będzie musiała stawić czoła wczorajszym wydarzeniom. Ale stop, teraz o tym nie myśli. Czuła jak przyjemne promienie słońca przedostają się przez beżowe zasłony i otulają delikatnie jej skórę, dając małą dawkę ciepła. Wtuliła się jeszcze bardziej w pościel, obracając się , by przywitać się z Care. Otworzyła oczy, powoli,ponieważ słońce na dobre wdarło się do pomieszczenia. Gdy oswoiła się z jasnością, zamiast łózka blondynki zastała ścianę, przy której stała komoda.
- Gdzie ja do cholery jestem? - Bonnie podniosła się do pozycji siedzącej, próbując jednocześnie przypomnieć sobie wydarzenia z dnia wczorajszego. Sytuacja  w barze, porwanie, przybycie Mikaelson'ów by ją ratować, rozmowa z Kolem, co dalej? Jak przez mgłę pamiętała, że o własnych siłach jednak doszła do domu. Ale do jakiego domu? Później ciemno,pustka. Odkryła pościel i zobaczyła, że ma na sobie  sukienkę z wczoraj , a na krześle leży jakaś kurtka. Nagle do jej nozdrzy doszedł zapach męskich perfum, jego perfum., a co najważniejsze  - cholernie dobrych perfum. Westchnęła i przeczesała ręką swoje ciemne, krótkie włosy. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Mały pokój, którego główną atrakcją było olbrzymie, najwygodniejsze łózko na świecie białe ściany,beżowe zasłony, mały stolik i szafa. Podłoga wyścielona miękkim dywanem w kolorze kotary nad oknem. Zerknęła na drzwi i usłyszała szepty. Powolnym krokiem ruszyła w ich stronę. Przystanęła i wsłuchiwała się w rozmowę.
- Co z nią? Nic jej nie zrobił? Kiedy wróciła? Jak się czuje? Pewnie jest głodna. Potrzebuje porządnego śniadania i dużej kawy - głos, który należał do dziewczyny był przepełniony troską, można było wyczuć jak kręci się w kółko i tupie nogą.
- Spokojnie, kochana. - męski głos był za to  spokojny i opanowany - Żyję, nic poważnego jej się nie stało.
- Nic poważnego, ale jednak coś? To moja wina, muszę ją znaleźć!
- Ciii, nie unoś się tak. - mężczyzna wskazał ręką na drzwi, a później przyłożył palec do ust i ściszył ton głosu - możesz ją obudzić, a nie tego jej teraz trzeba.
- Mogę chociaż ją zobaczyć? Muszę mieć pewność, że jest cała i zdrowa - Caroline prawie błagała Klausa na kolanach by ten mógł ją wpuścić do pokoju, w którym spała jej przyjaciółka. Wyrzuty sumienia pożerały ją od środka. Nagle drzwi się otworzyły i stanęła w nich Bonnie. Caroline ani chwili nie zastanawiała się, nie zadawała pytań tylko rzuciła się na czarownicę, ściskając ją z całej siły.
- O mój Boże Bonnie! Tak bardzo bardzo Cie przepraszam! Zachowałam się samolubnie, to miały być twoje wakacje, a ja pozwoliłam Ci zniknąć bez słowa. Powinnam od razu zadzwonić. Tak mi przykro - blondynka poluźniła uścisk i powoli oddaliła się od przyjaciółki, by móc spojrzeć na jej reakcję  i jednocześnie przyjrzeć się jak zniosła to wszystko w aspekcie fizycznym. - oh - spojrzała na jej nadgarstki - Co to ma być?! - teraz zwróciła się do hybrydy - Nic POWAŻNEGO?!A to?! Ty uważasz, że to nic? - Caroline wrzeszczała na Klaus'a, oskarżając go o kłamstwo, a w tym samym czasie Bonnie przyjrzała się swoim dłonią. Mimo, że łańcuchy miała na sobie kilkanaście minut, zostawiły ogromny ślad w postaci sińców przy zakończeniach dłoni. Wyglądało to okropnie. Same palce były blade, a czym bliżej nadgarstków, skóra stawała się blado fioletowa. Dotknęła i syknęła cicho z bólu. Minie kilka dni, zanim będzie mogła swobodnie korzystać ze swoich dłoni. Westchnęła i spojrzała na Caroline, która dalej maltretowała pierwotnego.
- Care, to nic. - odezwała się - Jestem cała, możemy wrócić do hotelu? Chciałabym się odświeżyć. - zmusiła się do lekkiego uśmiechu. Zamiast tego wyszedł  na je twarz grymas.
- Właściwie - znikąd pojawił się Elijah - Musicie tu zostać na jakiś czas. Marcellus wręcz przyrzekł mi,że będziesz martwa wcześniej czy później - lekko prychnął.
-  Nie ma mowy - odpowiedziała czarownica. Nie chciała żyć pod okiem pierwotnych. Chciała wrócić do Mystic Falls, jak nigdy zatęskniła za tym miasteczkiem,które po latach prześladowania przez nadnaturalne istoty stało się spokojne. Miała po dziurki w nosie Nowego Orleanu, tej całej podróży, tych czarownic,którym miała pomóc. Nie, koniec. Teraz zacznie myśleć o sobie, a żaden wampir nie będzie groził jej śmiercią. Zerknęła na wszystkich, wyminęła swoją przyjaciółkę oraz Elijah'e i zeszła po schodach, kierując się w stronę wyjścia.
Szla naprawdę szybko, niemalże biegła. Jednak jej plan spalił na panewce, gdy ktoś jej zaszedł drogę, rzucając torbami pod nogi,o  które mało co się nie potknęła. Popatrzyła pytającym wzrokiem na Kol'a.
- Mnie nie pytaj. Klaus kazał zabrać wasze rzeczy z hotelu. - odparł i ominął ją powolnym krokiem jednocześnie jej się przyglądając.
- To idealnie, nie będę musiała się fatygować. - wzięła w ręce swoją walizkę i sekundę później ją wypuściła, krzycząc z bólu. Chwilę po tym pojawiła się przy niej Caroline, a Klaus i Elijah popatrzyli pytająco. Jedyny Kol wiedział o co chodzi.
- Bonnie? Co się dzieje? - Caroline powoli zbliżyła ręce do dłoni czarownicy, która dalej krzywiła się z bólu.
- Nie wiem... - odparła szeptem. Nie miała zielonego pojęcia co się dzieję. Gdy tylko dotknęła walizek i spróbowała je podnieść przeszłym ją ogromny ból, tak jakby oparzyła się gorącym wrzątkiem. Nie było nowych śladów, skóra była taka jak przed chwilą, a Bennet'ówna mogłaby przysiąść, że takiego cierpiącego ciepła jeszcze nie przeżyła.
- Oczywiście, że nie wie co się z nią dzieję - Kol odezwał się, a wszyscy pozostali odwrócili wzrok w jego stronę. - Skutki wczorajszej nocy pełnej atrakcji. Marcellus użył na niej łańcuchów, dość nietypowych, bo z kolekcji mrocznych przedmiotów.  Im silniejsza czarownica, tym gorsze rezultaty. Wszyscy wiemy, że najsłabsza to ty nie jesteś- zwrócił się bezpośrednio do niej - ale z ekspresją przesadziłaś, więc teraz troszkę pocierpisz. - po zakończeniu wypowiedzi, wyminął dziewczyny i udał się na górę do swojego lokum.

*******
       - Chcę rozmawiać z kimś ze starszyzny wiedźm - następnego dnia Bonnie wczesnym rankiem stawiła się w kuchni, wcześniej słysząc rozmowy dochodzące  z tego miejsca. W pomieszczeniu znajdowała się rodzina pierwotnych oraz Caroline, która siedziała - co zdziwiło Bonnie-  dość nieśmiele i patrzyła w swoje nogi, tak jakby obecność reszty ją peszyła.
- I dzień dobry tobie również, ale musisz wrócić do łóżka, bo chyba oszalałaś - odezwał się Klaus - Nie możesz tego żądać, doceń naszą gościnność, ale nie przesadzaj. Pamiętaj, że to my Cie chronimy. - dodał. Bennet przewróciła oczami i westchnęła szukając wsparcia  w kimkolwiek, znalazła je dopiero u Elijah'y.
- Wybacz, Niklaus wstał lewą łapą - uśmiechnął się lekki ironicznie, a reszta próbowała ukryć swoje rozbawienie przed rozzłoszczonym spojrzeniem hybrydy - Dlaczego nadeszła cie ochota na rozmowę z kimś od sabatu? - spojrzał na nią.
- Po prostu chce z kimś porozmawiać, kto nie pije ludzkiej krwi - odparła. Może powinna być milsza, ale obecnie utkwiła tutaj z nimi nie wiadomo nawet na ile. - I może czarownica poradzi mi coś na ten ból w dłoniach. - dodała. Liczyła na to po ciuchu, nie mogła nic nosić, bo cierpienie było nie do zniesienia.  Miała bardzo ograniczone ruchy, a nie wiedziała ile to jeszcze potrwa. Korzystając  z okazji pomoże czarownicom, tak jak obiecała sobie na początku.
- W takim razie - zaczął Elijah - Powinnaś się z tą prośbą zwrócić do Kola, on jako jedyny utrzymuje kontakt z wiedźmami, a z tego co wiadomo ostatnio odbyliście konwersację - zmrużył oczy i zaraz po tym się uśmiechnął. - Jest u siebie, czwarte drzwi po lewej. - dodał.
             Bonnie nie wiedząc co ma robić odwróciła się i wyszła z kuchni. Skierowała się na górę w celu znalezienia pokoju wskazanego przez pierwotnego. W sumie, to było jej jedyne wyjście, jeśli chciała się na coś przydać. Nie rozumiała tylko jaki interes ma rodzina pierwszych w pomaganiu jej. Może liczą na jakieś zaklęcie? Po Elijah'y spodziewała się odrobiny pomocy, ale reszta? Klaus próbował ją zabić tak jak i Kol, a Rebekah nią gardziła odkąd pamięta. Żadne z nich nie nawiązało bliższych relacji z czarownicą. Stała w korytarzu i odliczała drzwi, powoli się przechadzając. Stanęła przed czwartymi i wzięła głęboki wdech. Nie masz się czego bać. Powtarzała te zdanie kilkanaście razy, zanim odważyła się zapukać. Cisza. Jeszcze raz, trochę głośniej. Dalej nic.  Nie wiedziała co ją podkusiło, ale chwyciła delikatnie klamkę i nacisnęła,wchodząc do pokoju wampira. Był urządzony dość skromnie, podobny w sumie do tego w którym sama się znajdowała. Jedynie co odróżniało dwie sypialnie były kolory oraz regał wypełniony po brzegi książkami i różnymi artefaktami.  Nie zważając na ryzyko, Bennet'ówna podeszła bliżej, ujrzawszy tak naprawdę co tam się znajduje. Było tam mnóstwo ksiąg czarów i mrocznych przedmiotów. Nagle podskoczyła gdy usłyszała cichy szept. Odwróciła się i zobaczyła Kola, który jeszcze smacznie spal, przewracając sie na drugi bok, twarzą w jej stronę i mrucząc coś pod nosem.  Odetchnęła. Spojrzała na niego. Wygląda tak ludzko. Kto by pomyślał,że jest w stanie zabić każdego, kto mu się naprzykrzy . Pokręciła głową i uśmiechnęła sie pod nosem.
- Gapisz się na mnie. - nie było to ani pytanie, ani zdanie, po prostu odezwał się co sprawiło,że uśmiech Bonnie zeszedł z twarzy a wkradło się zakłopotanie.
- Ja umm, - zaczęła się motać w swoich słowach. On w tym czasie podniósł się i oparł na łokciach. Czarownica całkowicie umilkła widząc jego perfekcyjnie umięśnione ciało, cyniczny uśmiech i włosy ułożone tak,  jakby piorun w nie uderzył. Przełknęła głośno ślinę i wzięła głęboki wdech. Nie wiedziała dlaczego obecność pierwotnego tak ją peszy, sprawia, że się denerwuje. - Pukałam, nie odpowiadałeś. - szepnęła. Roześmiał się delikatnie.
- Więc postanowiłaś wejść? - uniósł jedną brew, tak jak zazwyczaj. Był to jego klasyczny gest, który Bonnie widziała miliony razy.
- Tak, i po za tym, Elijah zasugerował,że powinnam się zwrócić do ciebie, bo jako jedyny utrzymujesz kontakt z wiedźmami, a akurat się złożyło, że potrzebuję rozmowy z kimś ze starszyzny. - mówiła już coraz pewniej, strach ulatniał się powoli z jej organizmu.
- I myślisz, że od razu Ci pomogę? - Kol dalej leżał w łóżku, tym razem położył się na plecach, a ręce dał za głowę - Skoro Elijah'a ci powiedział, niech on pomoże. - dodał.
- Wysłał mnie do ciebie, to jego pomoc.  Masz tysiąc lat, a najprostszego zdania nie rozumiesz? - w sekundę znalazł się przy niej, przyparł ją do ściany, ściskając ramiona. Nadepnęła na jego słaby punkt, buzowało w nim,a wybuch mógł zakończyć się czyjąć śmiercią, w tym przypadku trafiłoby na Bonnie.
- Nie przeginaj - syknął po cichu do jej ucha - To, że Marcellus chce twojej śmierci, nie znaczy, że jesteś tu bezpieczna. Zważaj na słowa.  - wyczuł jej strach co mu się podobało. Uwielbiał doprowadzać ludzi do takiego stanu, gdy obawiali się o swoje życie z jego powodu. Patrzył jak jej ciało reaguje na jego bliskość. Lekko się trzęsła, miała szybszy oddech, zakłopotany wzrok. Czuł jednak jeszcze coś dziwnego, tak jakby ciepło? Sam się zdziwił na swoje odkrycie, ale dotykanie jej skóry było czymś przyjemnym. Otrząsnął się i spojrzał na nią. Bonnie tylko przytaknęła. Stała sparaliżowana, kompletnie nie wiedząc co ma zrobić. Pierwotny miał a tyle mocny chwyt,że nie miała szans się z jego wyszarpać. Jednak mimo wszystko nie czuła bólu, miała wrażenie, że jej ramiona nie znajdują się w żadnym uścisku. Serce jej przyśpieszyło tak samo jak i oddech. Przymknęła oczy, czekając na dalszy los wydarzeń. Do jej uszu doszedł szept chłopaka
- Nie bądź głupia, kochana. Dzisiaj Cie nie zabiję. - odszedł kawałek od niej i puścił jej ramiona - Starszyzna wie, że tu jesteś i sami chcą się z tobą zobaczyć. Zabiorę cie tam dzisiaj, tylko bez wygłupów - przeszedł się po pokoju i stanął koło swojej szafy - A teraz - uśmiechnął się cwanie - Zostajesz na przedstawienie? - Bonnie pokierowała swój wzrok na ręce pierwotnego, które trzymał na sznurku od swoich spodni dresowych. Czarownica wytrzeszczyła oczy
- Nie lubię komedii -  uśmiechnęła się sztucznie i wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami.
********************
Blond włosa, młoda dziewczyna przechadzała się po ogrodzie. Dużo myślała,a raczej miała dużo do przemyślenia. Zastanawiała się co by było gdyby. Co by było gdyby jednak pojechały do innego miasta. Co by było gdyby jednak wszyscy ich nie opuścili i nie musiałyby jechać na wakacje. Co by był gdyby byłyby normalnymi nastolatkami. Co by było gdyby Bonnie nie przeżyła ostatnich wydarzeń. Co by było gdyby nie spotkały by pierwotnych. Wszystko zawsze sprowadza się do nich, nie dają o sobie zapomnieć. Jej myśli cały czas krążyły przy wydarzeniach z dni poprzednich. Dodatkowo dobiła ją wiadomość od Stefana. Napisał jej, że jest blisko. Jest blisko lekarstwa, które oczywiście wręczy Elenie, aby ją odzyskać. A przecież wiele innych wampirów zasługiwały na nie bardziej! Czy miała na myśli siebie? Oczywiście, że nie. Lubiła być wiecznie młoda, silna, zdeterminowana. Odpowiadało jej, że ma cząstkę władzy, którą wykorzystuje tylko do dobrych celów. Cicho westchnęła i upiła łyk kawy, którą miała w ręce. Usłyszała kroki, na co nie chętnie zacisnęła oczy. Chciała być teraz sama, choć przez moment.
- Słyszę cie, Klaus  - stała dalej tyłem do mężczyzny. To nie był dobry moment na rozmowę, nie z nim.
- Zdziwiłbym się gdybyś nie słyszała, kochana - odparł. Podszedł bliżej jej, dzieliło ich kilka centymetrów. - Co cie trapi? - szepnął do ucha. Caroline wzięła głęboki wdech i się lekko spięła. Jego bliskość źle na nią wpływała. Przygryzła dolną wargę ze zdenerwowania. Nie wiedziała, czy ma mu powiedzieć o lekarstwie. Może powinna mu zaufać? Przyjął je pod swoje ramiona, gdy były w niebezpieczeństwie. Zaopiekował się nią, gdy zasnęła z wyczerpania w salonie feralnego wieczoru.
- Wszystko gra. Martwię się tylko o Bonnie - obróciła się w jego stronę - Wasz przyjaciel chce jej śmierci , a jak na razie nic w tym kierunku nie robimy.
-Nie martw się, porozmawiam z nim wkrótce - skusiła się na mały uśmiech. Podeszła bliżej niego i popatrzyła mu prosto w oczy.  Ta chwila mogłaby trwać dla niej wiecznie. Jego spojrzenie koiło jej umysł, sprawiało, że mogła się rozluźnić, tonęła w błękicie jego oczu. Zaczynała się czuć przy nim bezpieczna i to ją niepokoiło. Mały głosik w głowie podpowiadał wszystkie te złe rzeczy, które zrobił. Problem był w tym, że był on coraz cichszy.  Spuściła wzrok, ale po chwili poczuła jego dłoń na swoim podbródku, która ciągnęła jej głowę ku górze. Zmusił ją by patrzyła na niego. Przejechał kciukiem po jej dolnej wardze. Przymknęła oczy, ale w ostatniej chwili się opamiętała. Wywinęła się zgrabnie od Klausa, wyminęła  go i uciekła. Stchórzyła.

____________________
Witam was kochani. Myślałam, że dam radę publikować rozdziały co wtorek - przeliczyłam się. Ale to przez przygotowania do mojej urodzinowej imprezy :). Dzisiaj właśnie mam swoje urodziny! I z tej okazji robię prezent, wstawiam rozdział. Dość nudny, nużący może. Nie ma akcji, ale bez tego nie poszlibyśmy dalej. Ciąglę mam problemy z opisywaniem uczuć itp, staram się. Dziękuje za komentarze i wejścia - wszystko mocno motywuje. Przesyłam buziaki, i zostawcie ślad po sobie - mam urodziny! XD Do zobaczenia wkrótce~! :)

2 komentarze:

  1. Dobry wieczór!
    Na początek - spóźnione wszystkiego najlepszego!
    A co do rozdziału to podobał mi się! Nie jest wcale nudny, akcji jest mało, ale nadrobiłaś wszystko przyjemnymi momentami z Bonnie i Kol'em oraz Caroline i Klaus'em!
    Zauważyłam maluteńkie błędy, tj. "e" zamiast "ę" w słowie "Cię" :D Niby nic takiego, ale wolałam wspomnieć.
    Czekam na następny rozdział!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Layout by Alessa Belikov